poniedziałek, 5 listopada 2012

Rodział II - "Żyjemy tak jak śnimy - samotnie."

 ***
Biegła wąską, miejską uliczką. Wokół niej tańczyły jasne, pomarańczowe ogniki, skutecznie odganiające pochłaniającą wszystko ciemność. Nie znała celu tego szaleńczego pędu. Po prostu musiała zdążyć. Mijała kolejne domy. Każdy wyglądał identycznie.  Te same szare, odrapane ściany, te same łukowate okna, te same płaskie dachy. Zauważyła również pewną zależność pomiędzy dwoma stronami ulicy. Prawa wyglądała jak odbicie lustrzane lewej... albo odwrotnie. Nagle drogę przebiegł czarny kot. Właściwie dwa czarne koty. Spotkały się na samym środku i dosłownie wniknęły w siebie.  Z niewiadomych przyczyn czuła strach. Zdawało jej się, że ktoś bacznie ją obserwuje. W końcu dotarła do centrum dziwnego miasteczka. Wszędzie panowała nieprzenikniona cisza. Słyszała jedynie swój płytki oddech i głośne dudnienie serca. Droga rozgałęziała się na cztery mniejsze ulice, każda symbolizująca inną stronę świata. Pomiędzy nimi znajdował się ogromny posąg przedstawiający młodego, dumnego mężczyznę. Cały wykonany był z białego kamienia, jedynie oczy jarzyły się niebezpieczną czerwienią. Hermionę przeszedł dreszcz. Z wahaniem podeszła bliżej i dostrzegła małą, pozłacaną tabliczkę. Starannie wykaligrafowany napis głosił:

                     Et semel obvius fueris mortem.*

*(z łac. - I ciebie kiedyś spotka śmierć. )

Serce zabiło jej mocniej. Odsunęła się kilka kroków. Czuła smagające ją brutalnie macki przerażenia.  Po chwili ziemia zatrzęsła się gwałtownie i statua pękła na dwoje. Z wgłębień na oczy wypadły dwa burgundowe rubiny i z hukiem potoczyły się po brukowanej powierzchni. Zapadła cisza. Jednak był to tylko spokój zwiastujący zbliżający się kataklizm. Kilka minut później niebo rozbłysło tysiącami błyskawic. Hermiona skuliła się na ziemi. Zza posągu wyłoniła się zakapturzona, odziana w czerń postać.
 - Czego tu szukasz? - odezwała się zimnym, twardym głosem. Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie mogła wydusić z siebie żadnego dźwięku. Racjonalna część jej osoby krzyczała, żeby uciekała, że to nie zwiastuje nic dobrego. Jednak ciekawość i magia unosząca się wokoło zwyciężyły. Hermiona, wpatrywała się zafascynowana jak przybysz ściąga kaptur. Po chwili spojrzała w jarzące się czerwienią oczy Dracona Malfoy'a.
- Przyszedłeś. - usłyszała swój głos. Chłopak wyciągnął dłoń i pomógł jej wstać. Wtuliła się w niego ufnie.
- I nigdy nie odejdę. - uśmiechnął się, odsłaniając idealnie równe, śnieżnobiałe zęby. Przybliżył się, szczelnie wypełniając dzielące ich centymetry. Rubinowe tęczówki przeniknęły ją na wskroś. Po chwili przesłoniły całą otaczającą ją rzeczywistość.

***

Obudziła się zlana potem. Co to było? Dziwny sen. Nie do końca pamiętała wszystkie jego szczegóły. Była jednak w stu procentach pewna, że był tam Malfoy. Przed oczami zobaczyła jego kredowobiałe, mroczne oblicze i te oczy, o barwie świeżej krwi. Wzdrygnęła się mimowolnie.
- Miona? Wszystko w porządku? - odezwała się zaspanym głosem Ginny - krzyczałaś.
- Tak. Idź spać. - uspokoiła przyjaciółkę, a ta mruknęła coś niezrozumiale i z powrotem zanurzyła się w objęciach morfeusza. Hermiona wstała i wyjrzała przez okno. Wiedziała, że na razie nie zaśnie. Wciąż była w szoku. Skierowała wzrok na zasnutą w mroku dolinę. Jeszcze nie zaczęło świtać. Rosnące nieopodal drzewa wyglądały mrocznie i nieprzyjaźnie. Zupełnie inaczej niż za dnia. Spojrzała na małe poletko niedaleko domu. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie rudzielców grających tam zazwyczaj w Quidditcha. Obok znajdował się mały sad, w którym uwielbiała przesiadywać z Ginny. Zbierały soczyste jabłka i wymieniały się plotkami. Był to ich mały, osobny świat, do którego tylko one miały dostęp. Znikały w nim nawet na całe dnie.
Wakacje mijały tak beztrosko. Jakby wszystkie okropieństwa, wyrządzone przez szalejącą wokół wojną zostały za kopułą chroniących Norę zaklęć. Nagle przelatująca sowa zahukała głośno. Hermiona wyrwała się z rozmyślań i poczuła pieczenie w gardle. Postanowiła zejść na dół po szklankę wody.
Kuchnia była mała. Bladozielona tapeta idealnie kontrastowała z dużym, ceglastym piecem znajdującym się na przeciwko drzwi. Po obydwu jego stronach stały dębowe blaty. Podeszła do jednego z nich, tego na którym leżał mały, szklany dzbanek. Wyciągnęła z szafki kubek, nalała do niego płynu i usiadła przy stole. Leniwie sącząc napój na nowo pogrążyła się w swoich myślach. Był 21 sierpnia. Wiedziała, że już niedługo wakacje się skończą, a wraz z nimi powróci potworna rzeczywistość. Na szczęście był jeszcze Dumbledore. On jeden jako tako trzymał wszystko w garści. Jednak wraz z wzrastaniem potęgi Voldemorta i jemu było coraz ciężej. Przypomniała sobie jak w czerwcu śmierciożercy wdarli się do szkoły. Dyrektor o mało nie zginął, kiedy runął ze szczytu wieży astronomicznej. Dobrze, że jego feniks wyczuł zagrożenie i pochwycił go w odpowiednim czasie.* To wydarzenie idealnie pokazywało, że nawet najpotężniejszych ludzi na świecie można łatwo zabić. Śmierć obficie zbierała swoje plony. Przypomniała sobie o tych wszystkich zaginionych czarodziejach, których lista z każdym dniem się wydłużała. Codziennie rano w radiu podawano coraz to nowe ofiary. Każda z nich miała rodzinę, przyjaciół, plany na przyszłość, własne smutki i radości. W pewnym momencie zostało im to tak brutalnie odebrane. Smętnym wzrokiem wpatrywała się w świecący punkt za drzwiami. Moment. Jaki świecący punkt? Gwałtownie oprzytomniała. W salonie paliło się światło. Ktoś tam był. Serce podskoczyło jej do gardła. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni szlafroka i wolno, na drżących nogach weszła do pomieszczenia. Omiotła je wzrokiem, lecz nikogo nie zauważyła.
- Kto tu jest? - wyszeptała ochryple. Nikt nie odpowiedział. Odchrząknęła i ponowiła pytanie. Tym razem głośniej. Coś poruszyło się za kanapą. Skierowała różdżkę w tamtą stronę.
- Pokarz się! - pisnęła. Zza sofy wyjrzała blond czupryna Malfoy'a. Zalała ją fala ulgi.
- Rany, ale mnie nastraszyłeś. - Chłopak posłał jej pogardliwe spojrzenie.
- Mógłbym wiedzieć co ty tu  robisz, Granger? I czemu celujesz we mnie różdżką?  - Dziewczyna  uświadomiła sobie, że wciąż w niego mierzy. Przygryzła dolną wargę i opuściła rękę.
- Zobaczyłam światło i przyszłam zobaczyć... kto tu był. - zakończyła zmieszana. Właśnie dotarło do niej jak idiotycznie się zachowała. Przecież...
- Nie pomyślałaś, że to któryś z domowników. - dokończył za nią Draco, jakby czytając w jej myślach. Spuściła wzrok.
- Właściwie to nie. - Blondyn gwizdnął.
- Proszę, proszę. Czyżby wszechwiedząca Granger nagle zgłupiała? - zachichotał z własnego dowcipu. Dziewczyna zwęziła oczy. Nienawidziła jak ktoś, tym bardziej ten dupek kpi sobie z jej intelektu.
- Czyżby ktoś tak odważny jak Malfoy nagle przestraszył się swojego pana i uciekł? - odgryzła się. Chłopak zbladł, a jego twarz wykrzywił grymas.
- Ty nie wiesz co się stało. - wycedził przez zaciśnięte zęby i ukrył twarz w dłoniach. Uświadomiła sobie, że palnęła coś bardzo niestosownego. Zawahała się na ułamek sekundy, po czym usiadła obok na podłodze, oparła plecami o kanapę i niezdarnie poklepała go po plecach. Draco poderwał głowę.
- W takim razie mi opowiedz. - wyszeptała nie zważając na jego niechętną minę.
- Moi rodzice nie żyją. - powiedział bezbarwnym tonem.
Hermiona popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tak mi przykro... - zaczęła, jednak ten uciszył ją ruchem ręki.
- Gdy Czarny Pan dowiedział się, że jakimś cudem Dumbledore'owi udało się ujść z życiem, wpadł w szał.  Torturował mnie.... rzucał różne klątwy... chciał, abym doznał jak największego cierpienia. Krzyczałem, wiłem się, ale jemu wciąż było mało. Był opętany gniewem... rządzą zemsty. Postanowił więc posłać po moich rodziców. Domyślałem się co ma zamiar uczynić. Błagałem go, żeby tego nie robił. Tylko się roześmiał i.... - głos mu się załamał. Nie musiał kończyć. Doskonale wiedziała co się stało dalej. Poczuła gwałtowny przypływ gniewu. Owszem, nienawidziła Malfoy'a, ale co ten stary psychopata sobie wyobrażał! Karać za coś, czego nie dało się spełnić? Jak niby szesnastolatek miał zabić najpotężniejszego czarodzieja na świecie? Spojrzała na kulącego się na ziemi młodzieńca i żal ścisnął jej serce. W pewnym sensie rozumiała go. Ona też straciła rodziców. Może w  innym znaczeniu tego słowa, jednak straciła ich. Kąciki oczu zapiekły ją lekko. Nie możesz się teraz rozpłakać. - wyrzuciła sobie w myślach. Zamrugała kilka razy i pogładziła go po włosach. Mruknął coś o szlamach, jednak nie przejęła się tym. Wiedziała, że teraz potrzebuje bliskości. Jakiejkolwiek od kogokolwiek. To samo było z nią. Obecność Dracona w pewnym stopniu działała kojąco. Nareszcie mogła darować sobie  sztuczne uśmiechy i odsłonić prawdziwe uczucia. W tym momencie nieistotne było, że są największymi wrogami. Nie obchodziło ich, że pochodzą z dwóch, zupełnie innych światów. Teraz najważniejsza była tylko ta cienka nić porozumienia, zawarta pomiędzy kompletnie różniącą się od siebie parą zbłąkanych nastolatków.
-----------------------------------------------------------------------------------
*(Kanonicznie, Dumbledore zginął po upadku z wieży astronomicznej. Jednak musiałam zmienić to i owo na potrzeby opowiadania.) 

4 komentarze:

  1. Uwaga Spam!!
    autorka z góry przeprasza i jeśli nie jesteś zainteresowany/a zwyczajnie skasuj posta nie kierując obraz wobec jego autorki.
    Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jaki wpływ na dalsze życie mają wasze decyzje?
    Myśleliście o tym czy zmieniłoby się cokolwiek gdybyście w pewnych sytuacjach zachowali całkiem inaczej?
    Czy w jakikolwiek sposób sądzicie, że macie wpływ na swój los?
    Ona myślała że go ma.
    Ginny to zwyczajna Gryfonka zakochana i szczęśliwa u boku wybranka swojego serca Harrego Pottera.
    Ma wszystko o czym może marzyć dziewczyna w jej wieku a jednak pewnego dnia wszystko nagle się zmienia.
    Za sprawą tragicznego w skutkach ataku Śmieciorżerców na ulicę Pokątną Ginny traci pamięć a wraz z z tym niespodziewanie zmienia się jej całe życie.
    Zagubiona w świecie własnej rzeczywistości Ginny musi odnaleźć swoje własne ja, ale nic nie jest łatwe.
    Wciąż nękają ją tajemnicze sny, które musi dzielić ze swoim największym wrogiem Draco Malfoyem, który wyzwala w niej dziwną i nieokiełzaną moc za każdym razem kiedy się spotykają.
    Co naprawdę łączy te dwójkę i czy to wszystko jest dziełem przypadku?
    Jak zachowa się Ginny, gdy będzie musiała wybierać pomiędzy tym, co jest słuszne a głosem własnego serca?
    I czy jej decyzja okaże się słuszna wobec tego, od którego powinna trzymać się z daleka?
    Jeśli jesteście ciekawi zapraszam serdecznie na: http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com.
    Autorka życzy przyjemnej lektury!!

    p.s. ogółem sam rozdział ciekawy.
    szkoda że taki krótki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz komentuję. Rozdział fajny, spodobał mi się sen Hermiony. Taki pokręcony.
    Już waidomo czemu Malfoy musiał trafić do Weasleyów! Głupi Voldemort (ale nadal go uwielbiam:)) Trochę mi żal Dracona, ale tylko trochę. Zainteresowało mnie to opowiadanie.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam.

    P.S. U mnie rozdział 16
    http://hermionadraco.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam na twojego bloga.. no cóż przez przypadek. Przeczytałam rozdziałam twoje rozdziały chyba tylko ze względu na Drakona, bo go po prostu ubóstwiam*.* ale mniejsza o to. zakochałam się w tym opowiadaniu, w twoim stylu, no i oczywiście w dementorach tańczących sambę!!! Tekst stulecia normalnie. ahahahaha^^
    Będę chyba płakać i się smucić razem z nimi. ja sobie nie wyobrażam aby ktoś, czy coś zrobiło cokolwiek moim rodzicom, a te biedaczki ich traciły. Voldziu jest głupi!!!
    No więc mam wleką prośbę abyś powiadamiała mnie tutaj http://dzp-przekleci.blogspot.com/ oczywiście o ile to jest możliwe;)
    pozdrawiam i czekam na kontynuacje;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny rozdział ❤. Co prawda nie sądziłam, że Draco się przed nią od tak otworzy, ale całość jest po prostu ślicznie napisana. Będę śledziła tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń