piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział IV - "Noc bardziej rozumie, lecz dzień więcej daje"

***

Na zasnutym ciemnością niebie ukazały się pierwsze, bladoniebieskie gwiazdy. Ich radosne mruganie zupełnie nie pasowało do trwającej aktualnie, bardzo nieciekawej sytuacji. Nieciekawej - to może zbyt łagodne określenie. Potwornej sytuacji! - O tak, teraz lepiej. Salon pogrążony był w pogłębiającym się z każdą sekundą mroku. Jakoś nikomu nie chciało się zapalić świec. Bo niby po co? Pozbawione koloru meble wyglądały  groźnie i nieprzyjaźnie.  Hermiona stała przy oknie, nerwowo pocierając rękami, założony uprzednio, cienki, kaszmirowy sweterek. Co teraz będzie? Co teraz będzie? - powtarzające się wciąż i wciąż pytanie nieustannie kotłowało się jej w myślach, skutecznie blokując wszystkie inne napływające do dziewczyny bodźce. Zadrżała. Nie mogła... nie chciała dopuścić do siebie myśli, co się stanie, kiedy Harry dotrze do Voldemorta. Świat się skończy. Już nic nie będzie takie jak wcześniej. Oczywiście, inni członkowie rodziny również nie byli jej obojętni. Wyobraźnia podsunęła jej obraz kulącej się na ziemi Ginny, krzyczącej w agonii u stóp śmiejącego się głośno zamaskowanego sługusa ciemności. Potrząsnęła głową i zakryła oczy dłońmi. Jednak widzenie uparcie nie chciało odejść. Ponadto - przesyłało jej coraz to nowe, bardziej makabryczne obrazy. 
- Nie! Proszę nie!! - krzyknęła nie do końca świadomie.
Osunęła się na podłogę, trzęsąc się jak w gorączce. Głośny, ochrypły krzyk przyjaciółki przesłonił jej całą rzeczywistość. Nie usłyszała zwabionych jej głosem, dudniących kroków. Nie poczuła kiedy czyjeś silne ramiona unoszą ją z ziemi i sadzają na pobliskiej, zapadającej się od częstego użytkowania kanapie. Zobaczyła za to jasne, prawie srebrne, lśniące włosy. Zobaczyła blade, zmarszczone czoło. Zobaczyła uważnie w nią wpatrzone, pełne trwogi i skupienia stalowe oczy. Zobaczyła prosty nos, a na nim kilka prawie niewidocznych piegów. Zobaczyła bladoróżowe, wpół otwarte usta, poruszające się bezdźwięcznie.
Całą twarz spowijał dziwny blask. Była jak księżyc, podróżujący co wieczór po nocnym nieboskłonie. Była jak świeży śnieg, spadający w pochmurny, zimowy dzień. Była jak ostre światło jarzeniówek w szpitalnym korytarzu. Roztaczała ją tajemnicza aura, nienaturalnego spokoju i błogości. Wszystkie problemy, nawet te kolosalne, zeszły gdzieś na drugi plan i całkiem zniknęły. Na myśl przyszło jej tylko jedno określenie. 
- Anioł. - wyszeptała i osunęła się na kanapę. 

***

Draco usiadł na podłodze, sadowiąc się dokładnie na przeciwko skulonej na tapczanie Hermiony. Jej włosy rozsypane malowniczo na wytartej poduszce nieokreślonego koloru, wraz z długimi rzęsami i lekko rozchylonymi ustami nadawały dziewczynie wygląd nienaturalnie spokojny i na swój sposób uroczy. Była za to przeraźliwie blada. Gdyby nie widok unoszącej się miarowo klatki piersiowej, pomyślałby że nie żyje.  Po raz kolejny wspomniał nocną sytuację.  Anioł... czy to możliwe, że chodziło o niego? Nonsens. Pewnie w   malignie pomyliła go z Potterem lub innym tępym kolegom. Zaraz nagle poderwał się gwałtownie. Potter! Przecież go porwali! Jak Czarny Pan go zabije to koniec. Trzeba coś zrobić. Koniecznie. Spojrzał przelotnie na pogrążoną we śnie Hermionę, upewniając się, czy aby przypadkiem jej nie obudził - Nie obudził. -Wymknął się na palcach z dość dużego salonu i skierował podłużnym korytarzem w stronę schodów. Kasztanowy dywan skutecznie tłumił echo jego kroków. Po co Weasley'om rudy dywan? - przemknęło mu przez myśl. - Czy nie wystarczająco mają tego koloru na głowach? Wzruszył ramionami i popędził na górę, w pośpiechu przeskakując dwa stopnie na raz. Pchnął najbliższe drzwi i znalazł się w swoim tymczasowym pokoju. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Było bardzo małe. Wielkością przypominało raczej klitkę na miotły, niż sypialnię. Tuż obok wejścia wciśnięta była niewielka komódka przechylona niebezpiecznie do przodu, jakby zmęczona dźwiganiem wielkiej ilości rzeczy, które nieustannie w nią wtykano. Obok szafki stało niskie biurko pobrudzone niebieskim atramentem. Na nim znajdowała się duża, stalowa klatka, w której smacznie spadał Leonard - puchacz Dracona.
- Wstawaj! - warknął chłopak, uderzając w pręt klatki. Zwierzę wzdrygnęło się, nastroszyło imponujące szare pióra i spojrzało na niego z wyrzutem czarnymi oczami. Blondyn poruszył się nerwowo. Coś dziwnego było w tym świdrującym wzroku. Nigdy nie przepadał za sowami. Za każdym razem kiedy miał z nimi do czynienia, nachodziła go dziwna myśl, że to wcale nie są takie zwykłe zwierzęta. Zdawało mu się nawet, że potrafią myśleć... "Weź się w garść, Malfoy!" Pochylił się nad biurkiem, sięgnął po skrawek wolnego pergaminu i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu pióra. Niestety żadnego nie dostrzegł. Z lekkim rozdrażnieniem otworzył pierwszą z czterech szuflad. Przetrząsnął z grubsza jej zawartość, rozsypując wszystko po podłodze - nie znalazł. To samo zrobił z pozostałymi trzema. Ani śladu.
Draco Malfoy należał do osób bardzo nerwowych, o czym pewnie niejednokrotnie zdążyliście się już przekonać. Gdy blondyn miotał się po niewielkiej sypialni niczym tornado, Hermiona otworzyła zaspane, orzechowe oczy i z lekkim trudem usiadła. Pogładziła dłonią swoje splątane, brązowe włosy i przygryzając dolną wargę usiłowała sobie przypomnieć jakim cudem się tu znalazła. No tak, pewnie Malfoy ją przyniósł. Zaraz jednak coś przewróciło jej się w żołądku. Wydarzenia z wczorajszego dnia przeszyły dziewczynę niczym miecz. Tym razem jednak zamiast nieznośnej bezczynności w jej umyśle pojawiło się inne, całkowicie przeciwne uczucie - determinacja. Miała plan.
Wstała i energicznym krokiem udała się do łazienki. Pomieszczenie było nieduże, jak reszta pokoi (może z wyjątkiem salonu). Podłoga i ściany wyłożono bladoróżowymi kafelkami, które wraz z małym oknem, zasłoniętym białą zasłonką w pnące róże nadawały wnętrzu przyjemnej atmosfery. Hermiona pochyliła się nad lekko poszarzałą ze starości umywalką i szybko przepłukała twarz zimną wodą. Chłód przyjemnie ją orzeźwił i dodał energii. Włosy splotła w luźny warkocz i pobiegła schodami do sypialni chłopców.
Od progu dobiegło ją radosne pohukiwanie sowy Rona - Świnki. Zwierzę siedziało w klatce, która znajdowała się na szafie. Dziewczyna zignorowała ją i rozglądnęła się po pokoju, w poszukiwaniu kawałka pergaminu i pióra. Obydwa znalazła na niewielkim biurku, wciśniętym dosłownie w parapet. Tylko czary mogły sprawić, że mebel się tam zmieścił. Usiadła na jednym z łóżek i nabazgrała szybko kilka słów.
Po chwili wzięła krzesło i z niemałym trudem zdjęła klatkę z szafy. "Co za półgłówek wymyślił trzymanie sowy w takim miejscu". Świnka - rozemocjonowana tym nagłym zainteresowaniem Hermiony, zaczęła latać jak nakręcona tam i z powrotem, nie zapominając przy tym ugryźć dziewczynę w palec.
- Głupie sówsko! - warknęła, przecierając obolałe miejsce, po którym spływała cienka strużka krwi. - Zaniesiesz to Dumbledorowi, jasne? - zwróciła się do zwierzęcia, otwierając drzwiczki. Sówka zahukała z podekscytowaniem i wystawiła nóżkę, aby Hermiona mogła przywiązać wiadomość. Dziewczyna zrobiła to z niemałym trudem (sowa latała jak najęta, nie mogąc spokojnie usiedzieć w miejscu). Następnie otworzyła szeroko okno, aby Świnka mogła przez nie wylecieć.
Przez chwilę patrzyła jak ptaszek w szybkim tempie rozpływa się wśród błękitnego nieba i śnieżnobiałych chmur. W końcu zniknął. Pozostało tylko czekać. 

***
     
        Porwali Weasley'ów i Pottera. Musi pan jak najszybciej coś zrobić. Zanim będzie za późno. 
Dumbledore z trudem odczytał nabazgrany w pośpiechu zwitek. Przez ułamek sekundy, jego niebieskie oczy rozszerzyły się ze strachu. Zaraz jednak szybko się zreflektował. Nie będziesz panikował, za stary jesteś  - skarcił się w myślach i szybko podniósł  z fotela. - Chyba trochę za szybko. - Uderzył kolanami w stojące kilka cali dalej biurko, wprawiając w krótkotrwałe drżenie wszystkie, znajdujące się na nim przedmioty i budząc przy okazji śpiącego w najlepsze, szarego puchacza. Leonard zahukał z wyrzutem.
- Przepraszam. - powiedział dobrotliwie, rzucając sowie przyjazne spojrzenie znad swoich okularów-połówek. Wcale się nie zdziwił, kiedy zamiast burego ptaka, oczom jego ukazał się młody, postawny mężczyzna. Jego włosy, koloru ciemnej śliwki niesfornie opadały na pociągłą twarz, zakrywając nieznacznie przyjazne, czarne oczy. Ubrany był w czarodziejską szatę, koloru jaskrawej pomarańczy. Ogółem prezentował się ekstrawagancko i nie dałoby się go nie zauważyć w tłumie.
- Nie ma sprawy, psorze. - odezwał się lekkim tonem, ukazując rząd idealnie równych, śnieżnobiałych zębów. Oparł się nonszalancko o pobliską szafkę, nie dostrzegając wmontowanych w nią kółek. Efekt był taki, że runął jak długi, dokładnie u stóp dyrektora, a za nim posypały się leżące przed chwilą na komodzie przedmioty. Największą z wad Leonarda była niezdarność. Starzec roześmiał się przez chwilę, patrząc na tą komiczną sytuację, jednak w myślach ukazał mu się obraz torturowanego Harry'ego Pottera. Momentalnie spoważniał, karcąc się w myślach, za chwilę zapomnienia w tak poważnej sytuacji.
- Wracaj szybko do pana Malfoy'a, Leonardzie. On i panna Granger nie mogą zostać tam sami narażeni na niebezpieczeństwo. Tylko postaraj się jeszcze nie ujawniać swojej prawdziwej...
Nagle, coś uderzyło w okno z dużym łoskotem. Szyba rozbiła się na małe kawałki i posypała po podłodze. Dumbledore odwrócił się na pięcie, zaskoczony gwałtownym hałasem. Do gabinetu wleciała kolejna sowa. Tym razem mała, energiczna, jakby podekscytowana ukończeniem zadania. Dyrektorowi wydawało się, że już ją kiedyś widział.
- Ah, tak. To przecież Świnka Rona. - wymamrotał, raczej do siebie, a Leonard rzucił mu spojrzenie typu: "Co z pana głową jest nie tak?" Dumbledore jednak zignorował go i zręcznie złapał fruwającego wokół fotela, ptaszka.
Odwiązał przymocowany do niego zwitek i odczytał na głos:
- Drogi profesorze Dumbledore. Tego wieczoru zdarzyła się rzecz straszna i raczej niespodziewana. Do Nory wtargnęli Śmierciożercy, porywając Weasley'ów wraz z Harry'm! Proszę szybko o... - starzec urwał i schował kartkę za pazuchę szaty. - Zmień się z powrotem sowę i wracaj. Tylko nie waż się przy nich ujawniać! Za niedługo tam przybędę. 

6 komentarzy:

  1. Ależ się porobiło. Malfoy prosi Dumbledora o pomoc. Musiał być bardzo zdesperowany, skoro to zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę powiedzieć, że niesamowity rozdział. Zaciekawiłaś mnie z prośbą Dracona. Nowy szablon też jest piękny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i zaskakujący rozdział.
    Zastanawia mnie jak teraz poradzą sobie Hermiona
    i Draco skazani na swoje towarzystwo.
    Intryguje mnie też postać Leonarda.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    Lola

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieje,że śmierciożercy nikogo nie zabiją !
    a Draco został z Hermioną,jak miło :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawie ułożyłaś akcję, takiego biegu wydarzeń jeszcze nie spotkałam w żadnym opowiadaniu, mam nadzieję, ze nikomu nic się nie stanie,a le dzięki temu stworzyłaś dogodną sytuacje dla Hermiony i Draco - czekam na rozwinięcie akcji
    pozdrawiam i zpraszam na hp-to-jeszcze-nie-koniec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, całkiem fajny i przyjemny blog. Twoje opowiadania chodź na razie krótki to zapowiada na prawdę dobrze czekam na dalszy bieg wydarzeń ;) Ciekawi mnie motyw z sowami ;) Czy to tylko sowa Draco jest taka czy jeszcze kogoś.
    Pozdrawiam i udanego sylwestra, a jak bedziesz miała chwile to zapraszam sladem-snu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń