wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział V - Intruz

Drodzy Czytelnicy! 
Bardzo, bardzo, bardzo, naprawdę BARDZO Was przepraszam za tak długą nieobecność. Miałam lekkie "spięcia" z moim laptopem ( jest już dość stary) i skończyło się na tym, że musiałam go oddać na kilkudniową naprawę, która przeciągnęła się do dwóch tygodni -.-. Następnie było trochę zamieszania z ocenami semestralnymi, przez co kompletny brak weny i blokada pisarska. Teraz, w związku z początkiem ferii mam trochę wolnego czasu i postaram się dodać przynajmniej kilka rozdziałów. Obiecuję, że będą one się pojawiać regularnie. Dziś krótko, mam mały plan dotyczący przebiegu wydarzeń i postaram się go niebawem wprowadzić w życie.
Dedykuję ten rozdział Wszystkim Czytelnikom, którzy tu jeszcze zaglądają :) 


 ***
Hermiona wzięła głęboki oddech. Raz jeszcze wspięła się po drewnianych schodach na drugie piętro domu. Znajdował się tam pokój, który dawniej dzieliła z Ginny. Tak bardzo brakowało jej przyjaciółki. Brązowowłosej zdawało się, że nie widziała jej od wielu lat.  Jakby te kilka dni rozłąki, ciągnęły się  przez całe stulecia, a nawet ery. Uwięziona w tych czterech ścianach, pozbawiona jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistym światem czekała w zabijającej ją od środka niepewności. Łzy, które wylewała każdej nocy, zdążyły już dawno zaschnąć na jej gładkich policzkach. Z całych sił pragnęła z kimś porozmawiać, zwierzyć się ze swoich lęków, obaw. Jednak jedyną osobą, która mogła spełnić jej oczekiwania był Draco Malfoy. Niestety, wszelkie starania na - choć tymczasowe - ocieplenie ich kontaktów kończyły się fiaskiem. 
Blondyn całe godziny spędzał, albo zamknięty w swoim malutkim pokoju, albo za domem - w cieniu rozłożystego buka. 
Sprawa ze zniknięciem Weasley'ów nie posunęła się ani o cal. Hermiona wciąż nie dostała odpowiedzi od Dumbledore'a. Może zamiast zawracać sobie głowę listami, wyruszył na poszukiwania. - pocieszała się w myślach. Jednak cichy głosik, w głębi jej umysłu podpowiadał brązowowłosej, żeby nie robiła sobie złudnych nadziei: Pewnie już nie żyją. Jak myślisz, ile wytrzymaliby tortury Voldemorta? Leżą gdzieś, niedbale porzuceni, zjadani przez robactwo, kawałek po kawałku...
Wzdrygnęła się gwałtownie. Mrożące krew w żyłach widzenia powróciły. Tym razem ze zdwojoną siłą - prawie zwalając dziewczynę z nóg. Jednak paradoksalnie - zamiast pochłaniającej ją gwałtownie czarnej rozpaczy, gdzieś w oddali jaśniało blade światło. Niczym latarnia morska - azyl dla zbłąkanych żeglarzy, w lodowatą, mglistą noc. Dostrzegła ich twarze. Twarz roześmianego Harry'ego, twarz Rona - martwiącego się wynikami Sumów, twarz Ginny - przejętej ostatnią randką z Deanem Thomasem, identyczne twarze bliźniaków, twarz pani Weasley....... 
Nie mogła się teraz poddać. Nie mogła po prostu pomyśleć, że oni nie żyją. Ci ludzie byli całym jej światem. Sprawiali, że się uśmiechała, sprawiali, że czuła się doceniana.... sprawiali, że czuła się kochana. Nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek może ich zabraknąć. Bo jak potoczyłoby się jej dalsze życie?
Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyła nawet, kiedy znalazła się w innej, zupełnie jej nieznanej części domu. Rozejrzała się dookoła, szukając w pamięci planu tego dziwnego korytarza. Wyłożony był jak inne - kasztanowym dywanem. Fioletowe ściany zdobiły portrety śpiących w ramach, rudych czarodziejów - pewnie krewnych Weasley'ów. Znajdowały się tu tylko dwie pary drzwi. Jedna - dokładnie na przeciwko miejsca, w którym stała i druga - po lewej stronie, kilka cali od małego wazonu w rogu korytarza.
- Dziwne... Bywałam w tym domu wielokrotnie i wydawało mi się, że znam go na pamięć. - mruknęła do siebie. Najwyraźniej źle ci się wydawało, Hermiono. 
Brązowowłosa z ciekawością podeszła do pierwszych drzwi i nacisnęła stalową klamkę. Poczuła jak chłodny metal lekko ugina się pod jej naporem. Zamek szczęknął cicho, a drzwi uchyliły się lekko. Oczom jej ukazała się mała, pomalowana na niebiesko sypialnia. Meble, podobnie jak łóżko, znajdujące się w rogu pomieszczenia,  wykonane były z sosnowego drewna.
Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu - na łóżku już ktoś leżał. Bynajmniej był to Malfoy. Wręcz przeciwnie -  Był tak niepodobny do Malfoy'a, jak to tylko możliwe. Począwszy od rozsypanej na poduszce, fioletowej czupryny, a skończywszy na lekko przydużej jaskrawożółtej szacie.
Dziewczyna poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Kto to jest? I jakim prawem się tu dostał?! Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i na palcach zbliżyła się do intruza.
-  Incarcerous. - wyszeptała. Z jej różdżki wystrzeliły bladoniebieskie liny i z cichym szelestem poczęły oplatać nieznajomego. Hermiona wciąż słyszała swoje nienaturalnie przyspieszone serce, które dudniło gdzieś w okolicach krtani.
Po krótkiej chwili, kiedy upewniła się, że wszystkie oplatające chłopaka sznury są wystarczająco mocno związane, odważyła się go obudzić. Jednak nie było to łatwe zadanie. Młodzieniec spał tak kamiennym snem, że dopiero gdy brązowowłosa silnie dźgnęła go różdżką w brzuch, podniósł swoje zaspane powieki i spojrzał na nią nieprzytomnie czarnymi oczyma.
- C-co? - mruknął niewyraźnie, rozglądając się na boki. Nagle, dostrzegając swoje fatalne położenie, gwałtownie oprzytomniał. - Hej! Rozwiąż mnie!
- Nie mam takiego zamiaru. - ton głosu Hermiony był na pozór spokojny i opanowany. Tylko nieznaczne drżenie kolan i palce, kurczowo zaciśnięte na różdżce zdradzały jej zdenerwowanie.
-Dobra, jak tam chcesz mała. Te liny, to taki fetysz? - uśmiechnął się zawadiacko, z tryumfem patrząc na czerwony rumieniec zażenowania, wpełzający na twarz dziewczyny, która - aby  uspokoić swoje dudniące z podwójną prędkością serce - wzięła kilka głębokich oddechów.
- Ja tu zadaję pytania! - warknęła unosząc różdżkę. - Mów prędko kim jesteś i jak się tu dostałeś!
- Spokojnie muchacha. - młodzieniec nie dał się wyprowadzić z równowagi. - Gdybym ci powiedział, mielibyśmy kłopoty.
Hermiona zbliżyła się kilka kroków i przyłożyła mu różdżkę do gardła.
- Zaryzykuję. - wyszeptała, tuż nad uchem intruza.

 ***
- Jesteś... sową Malfoy'a? - upewniła się Hermiona, patrząc na przybysza, jakby miał nierówno pod sufitem.  Młodzieniec przytaknął, robiąc bezradną minę.
- Słuchaj, wiem jak to brzmi ale postaram się wszystko ci wyjaśnić.... 
- Masz mnie za idiotkę?! - przerwała mu zirytowana brązowowłosa. - Myślisz, że co? Że nabiorę się na tą twoją głupią gadkę-szmatkę? Jeśli tak, to źle myślisz! 
Dziewczyna wstała z uprzednio zajętego fotela i zaczęła nerwowo przechadzać się po sypialni. 
- "Jestem sową Malfoy'a" - przedrzeźniała go ironicznie. - Posłuchaj siebie! Czy ty myślisz, że to ma jakikolwiek sens?  
Zatrzymała się w pół kroku, gwałtownie zawracając w stronę intruza. Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i przytknęła mu ją do gardła. Chłopak przełknął ślinę. 
- Radzę ci powiedzieć co tu robisz i dla kogo pracujesz. - wymruczała groźnie, starając przeniknąć jego czarne, lekko przestraszone oczy. Obcy poruszył się nieznacznie, oblizując nerwowo usta. 
- Hola, hola señorita. Widzę, że ostra z ciebie kobieta. - spuścił wzrok, zezując niepewnie na różdżkę wbitą w jego krtań. - Odłóż ten patyk, a wszystko ci opowiem. 
Hermiona niespiesznie spuściła rękę i usiadła, na wcześniej zajmowanym fotelu. 
Młodzieniec odchrząknął, starając się pozbyć niemiłego, pulsującego bólu w szyi. 
- Tak jak już ci powiedziałem, sowa Malfoy'a to ja. - widząc, że dziewczyna gwałtownie zrywa się z miejsca, wyrzucił szybko na jednym wydechu - Jestem animagiem i pracuję dla Dumbledore'a! Mam was ochraniać, gdyby coś się stało!
Brązowowłosa zastygła w pół kroku. 
- A może to ma sens. - wyszeptała bardziej do siebie, niż do chłopaka. 
- Pewnie, że ma! - wykrzyknął obcy, ale nie zwróciła na niego uwagi. 
To Dumbledore go przysłał!  Oczywiście, że Dumbledore! - W ułamek sekundy Hermiona wszystko zrozumiała. On pracuje dla Dumbledore'a! Pojawił się tu na jego polecenie! Plasnęła ręką w czoło i jednym machnięciem różdżki pozbyła się więzów, oplatających młodzieńca. Ten, uradowany, że może znów poruszać całym ciałem, wstał prędko i począł gwałtownie wymachiwać rękami. Widząc zdziwione spojrzenie dziewczyny wyjaśnił: 
- Trochę ścierpłem przez tą godzinę.
Brązowowłosa tylko wzruszyła ramionami, wbijając wzrok w podłogę. Na twarzy młodzieńca zagościł nieodgadniony wyraz, który po sekundzie zmienił się w filuterny uśmiech. Przybysz podszedł kilka kroków w stronę dziewczyny.
- Nie miałem okazji się przedstawić maravilloso*. Jestem Leonardo Ramírez, auror i członek Zakonu Feniksa. - ukłonił się szarmancko, delikatnie muskając ustami dłoń brązowowłosej. 
- Hermiona, Hermiona Granger. - wybąkała, zalewając się szkarłatnym rumieńcem.  

* maravilloso - ( z hiszp.) cudowna



6 komentarzy:

  1. Trochę króciutki :) ale bardzo sympatyczny rozdział :D podoba mi się ten akcent hiszpański :D pozdrawiam.
    Ps. Mogę Twojego bloga dodać do linków? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ^^
    Tak, pewnie że możesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się,że dodałaś nowy rozdział:)
    Ciekawa jestem co stanie się z porwanymi osobami.
    Zabrakło mi jedynie Malfoya,ale mam nadzieję,że
    pojawi się w kolejnym rozdziale.

    Pozdrawiam
    Zula

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne opowiadanie.. i wreeeeszcie nie chodzi tylko o to żeby się Hermiona z Draconem w pierwszym rozdziale przespała... sorki za dosadność ale w 70% blogów tak właśnie jest niestety. Ale ty tak cudownie łamiesz tą regułę.... Trzymaj tak dalej :D
    PS: właśnie zdecydowałam się założyć własnego bloga... jestem ciekawa co myślicie bo nie do końca wierzę w swój talent więc jeśli macie chwilkę to zajrzyjcie:
    //http://moj-wlasny-hogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. jedno z lepszych opowiadań dramione jakie miałam przyjemność czytać;)


    Bronia

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję bardzo, Moi Drodzy, za miłe komentarze. Nawet nie wiecie, jak to bardzo motywuje do dalszej pracy ^^

    OdpowiedzUsuń